Nie mogę wyzbyć się wrażenia, że niemieckie pomysły zawsze prowadzą do wojny. W 1939 roku, jednym z pretekstów do jej wybuchu, był brak zgody Polski na eksterytorialny korytarz dla budowy autostrady Berlin - Königsberg ( Królewiec ). Dzisiaj mamy powtórkę paktu Ribbentrop - Mołotow, w postaci gazociągu Nord Stream II, dający Niemcom monopol na sprzedaż rosyjskiego gazu w całej Europie. Spółka Nord Stream II powstała w 2015 roku a jej szefem został, były kanclerz Niemiec Gerhard Schröder. Projekt oprócz zapewnienia rosyjskiej spółce Gazprom przewagi na europejskim rynku, jest zdecydowanie projektem politycznym, mającym uczynić Nord Stream II narzędziem do rozszerzenia rosyjskiej strefy wpływu na kraje Bałtyckie Polskę i Ukrainę za pomocą szantażu energetycznego. Z kolei Niemcom projekt daje bardzo mocne wzmocnienie ich pozycji w Europie, i tak naprawdę dzieli politycznie Europę na dwie nieformalne „jeszcze” strefy wpływów, Niemiecką i Rosyjską. I to wyjątkowa wyraźna analogia do paktu zawartego pomiędzy Hitlerem i Stalinem w 1939 roku. Realia te znane są wszystkim zajmującym się tym tematem, a linia podziału w stosunku do tego projektu przebiega pomiędzy tymi, którzy się z planowanymi strefami wpływów zgadzają, a tymi, którzy się zdecydowanie z takim podziałem Europy, zgodzić nie mogą. Projekt ten, nie jest zdecydowanie w interesowne Polski, co nie oznacza , że nie ma tu jego, cichych zwolenników. Szczególnie tych, którym nie przeszkadza, służyć innym „dworom” i być lokajami na cudzych salonach. Ten brak wiary w siebie, Polskość i swój kraj, jest ciągle powszechny, a spadające ochłapy z cudzych stołów, do prywatnych kieszeni są ciągle pociągające. Argumentem, najczęściej podnoszonym ze strony Niemiec jest to że jest to projekt przede wszystkim biznesowy. Nic bardziej mylnego, dla obydwu stron to projekt przede wszystkim polityczny. Pomimo, że nowy amerykański prezydent zdecydowanie opowiedział się, przeciwko temu projektowi, to zakres dokonanych już robót jest na tyle posunięty, że prędzej, czy później projekt zostanie dokończony. Pamiętajmy też, że stało się to przy wieloletniej cichej akceptacji Komisji Europejskiej, która tylko co jakich czas nieśmiało krzyknęła, że jej się, ten projekt nie podoba. Nie poszły za tym żadne działania. Tak więc kolejny raz w historii to nasz polski interes został sprzedany w imię interesów kraju spoza wspólnoty. Czy więc strukturę polityczną w postaci Unii Europejskiej, można jeszcze nazywać wspólnotą europejską ? - to raczej śmieszne.
Janusz Jabłoński